o 27 sec za daleko :)
o 27 sec za daleko 🙂
Ojej, co bym miał napisać? Może tyle i starczy: spóźniony o… 27 sec.
Żadne ultra nie wpadło w tym roku bo wszystkie przygotowania skierowane były na Maraton Warszawski. Pierwszy raz w życiu (na serio) przygotowywałem się do łamania 3h. Wszystko zrobiłem co sobie planowałem oprócz… Ostatnich dwóch tygodni przed startem gdzie różne okoliczności nie pozwoliły dobrze wypocząć i nie stracić formy. Nie wiem czy to wpłynęło jakoś na mój bieg – ale jeżeli wpłynęło to tylko negatywnie.
Ale od początku, tzn. od startu bo okres przygotowań pominę. Nie wiedziałem jak będzie. Nigdy z życiu nie biegłem 25km w tempie 4:10/4:15. Pół maraton i owszem – nawet szybciej ale więcej km? Nigdy.
Na początku postanowiłem, że podgonie. Pacemaker na 3h też tak postanowił. Chyba do 10tego km biegłem zaraz za grupą 3h a tempo było w okolicach 2h57min na mecie. Nie lubię biegać w grupie więc się uwolniłem i biegłem swoim tempem. Połówkę zrobiłem w czasie około 1:28:49. Nie wiem jak było dsokładnie bo zegarek mi trochę śpieszył (niestety). Na połówce było około 100m więcej na zegarku niż oznaczenia trasy a na finiszu już 200m. Biegłem, piłem izo i jadłem banany choć przyznaje, że to tempo nie daje komfortu picia i jedzenia – przynajmniej dla mnie. Fajnie się zawieszałem myślowo i np.: na 32km myślałem, że jestem na 29km. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się, że na tym etapie biegu uciekło mi 3km. Biegłem dość stabilnie (choć musiałem się od czasu do czasu kontrolować). Cały czas tempo nie spadało poniżej 4:16. Nawet powiem więcej – utrzymywało się na poziomie bliższym 4:10 niż 4:15. Kilometry po 30km utrzymywałem na granicy wiedząc, że mam wypracowany zapas. Wiedziałem, że jak nie spadnę za mocno, jak utrzymam każdy kolejny kilometr to będzie sukces. I tak było… ale do 38km.
Tutaj już brakło, nawet nie bardzo wiem czego. Dziwne to trochę, bo na mecie się nie czołgałem, szybko doszedłem do siebie a mimo to ostatnie 4ry kilometry pobiegłem zbyt wolno. Zegarek mi pokazywał, że mam zapas… ale, no właśnie. Zegarek się spieszył.
Na zegarku po 42km i 200m miałem czas 2h 59min 22sek. Niestety do mety zostało jeszcze 200m, które dołożyły kolejną minutę. Niby brakło siły bo nogi nie chciały szybciej biec, ale chyba nie zabrakło bo na mecie spokojnie dawały radę. Może zabrakło walki do końca? – bo głowa myślała, że jest jeszcze zapas. Sam w sumie nie wiem. Fakt byłem już zmęczony. To nie ulega wątpliwości ale żeby nie wydusić kilku sekund na kilometrze? No nie wiem. Muszę pomyśleć.
Do analizy tętno, które z nadgarstka było dość wysokie – ale nie zabijające:
… przy moim poziomie LT (Lactate Treshold) w okolicach 165bps – wykres może wskazywać na zbliżające się problemy. Choć teraz, po dwóch dniach od startu nie czuje (i nie czułem) mocnego dyskomfortu w mięśniach co oznaczałoby, że poziom kwasu mlekowego nie był zbytnio wysoki.
W sumie to jestem zadowolony. Personal Best po 8 latach od Orlen Maraton gdzie pobiegłem 03:02:54 jest super ale te 27 sec:)
Fajne było to, że pierwszy raz biegłem tak szybko praktycznie przez cały dystans. Fajne było to, że podczas biegu kilometry mi się nie dłużyły. Fajne było to, że głowa odpoczywała a nie zajmowała się ciągle kalkulacją. Jest pewnie jeszcze kilka plusów (z rodzaju, super impreza, super organizacja itp…) ale to w wypadku MW jest standard.
Tak więc, czas do poprawy. Pewnie w przyszłym roku na MW a teraz podsumowując:
Czas netto: 03:00:27 overall: 274/7078.
…i będzie lepiej.
… a takich kibiców miałem na trasie:) Pani Melanio, Panie Sylwestrze:) ogromne thanx 🙂