Śnieżka czy MtBlanc ?

Śnieżka czy MtBlanc ?

…i stało sie. „Nadejszła niepotomna chwiła” i zabrałem się za blog’a. Lekko spóźniony post – ale impreza warta opisania więc lecę…

Po odwołaniu (musiałem zostać w pracy) azorskiej przygody na wyspie Faial – AzoresUltraTrail, lekko poddenerwowany szukałem jakiejś (choćby małej) rekompensaty. Każdy kto chce zapisać się na fajny bieg w ostatniej chwili wie jak to jest. Niestety wszystko wyprzedane. Tak to jest – mania biegania jest coraz większa. Coraz więcej ludzi biega długie biegi. Czasami wydaje mi się, że łatwiej zapisać się na bieg 5cio czy 10cio kilometrowy niż na fajne ultra. Na szczęście z pomocą przyszedł mi Hubert, który podpowiedział i pomógł wystartować w super karkonoskim biegu: 3 razy Śnieżka = raz MtBlanc. Lubię biegać w Karkonoszach więc bez zastanowienia przełączyłem się z Azorów na Karpacz. Mam nadzieję, że Azory jeszcze wrócą.

Do Karpacza zawitaliśmy  całą rodziną. Przy okazji to super klimat na odpoczynek w przedłożony weekend. Hotel przy samym Parku Karkonoskim był odpowiedni dla Sylwi i dzieciaków. Przełom czerwca i lipca, pogoda – sztos. Oczywiście na wypoczynek a nie na bieganie.

Ale już o samej imprezie. Start na deptaku w Karpaczu i 3 wdrapania na Śnieżkę. Dla przypomnienia deniwelacja Karpacz-Śniezka to około 960m więc jak łatwo policzyć w biegu będzie trzeba pokonać min 3km w pionie. Do dziś zastanawiam się jak te  3km mają się do Najwyższego szcytu w Alpach? Czy chodzi o climbing z Chamonix? Ale co za róźnica. Profil biegu to 3 zęby. Śnieżkę pokonywałem 3ma różnymi szlakami. Pierwszy raz przez Sowią Przełącz, drugi przez Łomniczkę a trzeci i ostatni żółtym szlakiem do Strzechy Akademickiej. W dół zawsze ta samą drogą czarnym szlakiem przy Kopie i Białym Jarze. Trzy trasy, trzy różne trasy i trzy moje stany zmęczenia.

Start w Karpaczu o godzinie 9tej był mega motywujący – mnóstwo kibiców i piękna (bezchmurna) pogoda. Wytarowaliśmy a muzyka i okrzyki kibiców prowadziły nas w dół Karpacza. Trasę na Śnieżkę przez Sowią Przełęcz i Jelenkę znałem – przynajmniej tak mi się wydawało. W styczniu, kiedy śniegu było mnóstwo, z Rafałem tamtędy skitour’owaliśmy. Wtedy było inaczej.  Ta sama trasa – a jak różne warunki 🙂 Możecie zobaczyć [Toury w Karkonoszach]. Teraz piękna słoneczna pogoda, która (btw) nie wróżyła niczego dobrego w późniejszym etapie biegu. Do Jelenki prawie cały czas biegłem. Jedynie zakosy przed Sowią pokonałem szybkim marszem. Potem już była tylko wschodnia równia i wyjście na szczyt Śnieżki.  Pierwszy raz był łatwy. Zbieg do Karpacza po drodze, do Domu Śląskiego i następnie przez Kopę i kamienistym szlakiem pod Orlinek. Zbieg dał mi wiele radości, szybko pokonałem najbardziej kamienisty fragment i dotarłem do dolnej stacji wyciągu na Kopę. Potem już ostatnie 2km do centrum i… z powrotem do góry. Na drugą ture… Rzem ze mną na metę wbiegali zawodnicy, którzy już finishowali – oni wybrali wariant jednej pętli. Pomyślałem, że super byłoby się tak czuć ale na zakończenie trzeciego kółka.

Druga pętla. Tym razem najstromszy fragment. Szlakiem Nad Łomniczką do Śląskiego Domu. Początek przyjemny, ale zakosy pod koniec – zabijające. Pamiętam Ultra Chojnik. Tą samą trasą, razem z Arkiem – pokonywaliśmy biegnąc ponad 100km. Wtedy na zakosach umierałem. Tym razem było ciężko ale mimo wszystko o niebo lepiej. Pod Śląskim Domem organizatorzy przygotowali punkt z wodą i różnościami do jedzenia.  Oczywiście za każdym razem z niego korzystałem. Pogoda sprawiała, że mój zapas wody bardzo szybko się kończył. Uzupełniałem go często, dodając „gumijagody”. Tak, to odkrycie tego biegu. Hubert podpowiedział mi o elektrolitach HIGH5. Ten dodatek do wody trzymał mnie w pianie przez cały bieg. Drugi raz  sam szczyt pokonywaliśmy już ścieżką z łańcuchami. Było ciężko. W głowie jeszcze odrobina zapasu na kolejne podejście. Pierwszy raz startuje na trasie gdzie praktycznie nie ma płaskiego terenu. Długie podejście i długi zbieg. Takie połączenie jest mega ciężkie. Cała trasa to 55km a porównując do innych biegów górskich – zdecydowanie trudniejsza. Zbieg po znanym szlaku – dość przewidywalny. W tym miejscu już wyprzedzałem innych. Po dotarciu na linie startu/mety w Karpaczu – chwilę odpocząłem. Wreszcie, ostatnia, najtrudniejsza pętla. Był już zdecydowanie za gorąco. 30stopni Celsjusza zrobiło swoje. Szlak do Strzechy Akademickiej – niby w lesie ale niestety szeroką drogą – praktycznie bez możliwości schronienia się w cieniu. Cierpiałem dość mocno – nic nie biegłem, szedłem. Dopiero od schroniska Strzecha Akademicka, lekko zacząłem truchtać. Jak zwykle krótki pit-stop w Domu Śląskim a potem już tylko ostatnia wyrypa na szczyt Śnieżki. Już padałem na pysk – ale siłą woli wylazłem. Zbieg do Karpacza nie był już taki dynamiczny. W tym okresie moja forma pozwalała tylko tyle pokonać. 55 kilometrów, ale bolało dość mocno. Aż dziw bierze, że potrafię przebiec dwa (prawie 3 razy więcej). Tutaj robotę zrobiła temperatura, słońce oraz profil, który był inny od reszty moich długich biegów. Cóż, mieszkanie w Warszawie i trenowanie na górce w Parku Szczęśliwickim nie daje optymalnego, górskiego przygotowania. Dystans zakończyłem w połowie stawki. W sumie nieźle – wiele osób nie ukończyło zmagań. Mój czas to 8 i pół godziny. Dla porównania – Ultramaraton Bieszczadzki (podobny dystans) kiedyś ukończyłem z czasem 6ciu godzin. Ale Śnieżka to Śnieżka. W tym roku planuje tam jeszcze wrócić…. UltraKotlina czeka…!!!

Zapraszam do obejrzenia 🙂

 

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *