Izerskie harce

Izerskie harce

Od kilku lat planowałem wreszcie zobaczyć Góry Izerskie, które z racji położenia były bardzo mocno reklamowane przez mojego kuzyna Rafała i jego żonę Marzenę. Oboje są pozytywnie zakręceni na punkcie MTB oraz narciarstwa klasycznego, dodatkowo, a może przede wszystkim są bardzo fajnymi ludźmi. Właśnie oni „postawili” mnie pierwszy raz na narty biegowe i pokazali Jakuszyce zimą. Teraz przyszedł czas na Jakuszyce (i nie tylko) – jesienią.

Wypad do Jeleniej Góry zaplanowałem bardzo spontanicznie, we wrześniu a po krótkiej konsultacji i przeglądzie kalendarzy z Rafałem skonkretyzowaliśmy, że jeździmy w drugi październikowy weekend. Lato w tym roku przedłużało się optymistycznie więc pomyślałem, że październik powinien być jeszcze ok. Jak zwykle wyjazd był możliwy dzięki Sylwii, która dzielnie znosi moje nieobecności próbując okiełznać dwójkę naszych chłopaków. Wiem, że to nie jest łatwe – Dziękuje Kochanie:)

W Jeleniej ugościła nas rodzina. Nas, bo pojechałem z tatą. Pogoda na chwile się „otworzyła” – piątek był super. Ciepło, co najważniejsze bez deszczu. Rafał zaplanował zwiedzanie Izerów. Wystartowaliśmy na Polanie Jakuszyckiej znanej mi bardziej (choć i tak bardzo mało) z nart biegowych. Piękną leśną autostradą pojechaliśmy przez schronisko ORLE powstałe z pozostałości po dawnej hucie szkła, dalej łąkami izerskimi gdzie co chwila naszą trasę przecinał górski strumień z wodą o istnie miedzianym kolorze. Izreami, po polskiej stronie mknęliśmy w kierunku Świeradowa. Minęliśmy Stóg Izerski aby zaraz przekroczyć granicę i drogą przypominającą strumień wdrapaliśmy się na Smrk (ok 1120 m.n.p.m). Tam pogoda pokazała zimowy charakter. Mgła ograniczająca widoczność i śnieg powodował, że poczuliśmy zbliżającą się zimę.

Za Smrekiem pogoda wróciła do jesiennej normalności. Przejechaliśmy Tisiną a następnie Smrkovą Cestą zaczęliśmy wracać w kierunku Jakuszyc – tym razem po czeskiej stronie. Mniej więcej w tym momencie, czując niedosyt adrenaliny zaczęliśmy lekko improwizować. Opłacało się. Zjechaliśmy ze szlaku na wąską leśną ścieżkę, która poprowadziła nas do niezwykle urokliwego i widokowego miejsca zwanego Pytlacke Kamenie.

Końcówka pierwszego dnia w Izerach to powrót do Jakuszyc przez niezwykle urokliwą Jizerkę. Kto będzie w Jakuszycach, na rowerze, nartach czy po prostu pieszą – musi zobaczyć tą malutką miejscowość położoną tuż za naszą granicą. Kilka domków, pensjonat, knajpki znajdujące się na olbrzymiej łące w otulinie lasu były bardzo miłą niespodzianką naszej wycieczki. Ostatnim punktem, który pozwolił nam dostać się do kraju był drewniany most (Karlovsky Most) na górskiej rwącej, niezwykle rdzawej rzece Jizera.

Drugi dzień spędziliśmy zdecydowanie inaczej. Po pierwsze pogoda była znaczenie gorsza, a po drugie było mniej zwiedzania a więcej technicznego jeżdżenia. Pojechaliśmy do Świeradowa aby potestować mokre singletracki. Połączone trasy czesko-polskie dają bardzo wiele możliwości. Razem około 80km dobrze oznaczonych, jednokierunkowych ścieżek, które zostały zaprojektowane tak aby prawie całkowicie wykorzystać naturalne warunki terenu (żadnych sztucznych shape’ów). My zaczęliśmy i skończyliśmy na przejściu granicznym pomiędzy Jakuszycami a Nowym Meste pod Smrkiem.  Na tych singlach nie można się nudzić. Fakt – nie są one strome, maniacy downhillu na marne będą szukać tam karkołomnych zjazdów. Dla mnie poziom trudności był optymalny, szczególnie z uwagi na trudne warunki, ślisko i bardzo mokro. Nic mi więcej nie było potrzeba. Być może, aby się lekko przyczepić, na przejechanych odcinkach brakowało naturalnych hopek. To co jest wielkim atutem tych tras to łatwość poruszania się po nich bez potrzeby używania wyciągu. Po prostu siadacie na rower i jeździcie. Góra, dół, góra, dół – to jest extra. Tego dnia upierdzieliliśmy się na maxa. Czeskie single zaskakują infrastrukturą . Są ta knajpy z serwisami rowerowymi, środkami do czyszczenia – miejscami przyjaznymi rowerzystom. Mimo iż przejechaliśmy tylko niewiele więcej niż 1/3 tras to była to pełnia szczęścia.

To był świetny rowerowy weekend. Góry izerskie faktycznie są świetnym miejscem do uprawiania różnego rodzaju sportu. Czy to narty czy to rower – warto.

Dla uwiarygodnienia powyższego opisu zachęcam także do obejrzenia krótkiego filmu.

 

P.S. Na sam koniec to co tygrysy lubią najbardziej. Marzena i Rafał zabrali mnie do magicznego browaru – Miedzianka. Nie będę zdradzał całej tajemnicy ale powiem tylko tyle, że będąc w okolicach Jeleiniej Góry naprawdę warto posmakować np: Cycucha Janowickiego oraz przeczytać historię miejscowości Miedzianka (Historia Znikania).

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *